Magda, doula z Wrocławia

Jestem doulą Magda jest pedagogiem, socjoterapeutą i nauczycielem naturalnego planowania rodziny, od początku kariery zawodowej (20 lat) zaangażowaną w pomoc terapeutyczną rodzinie. Jest matką trójki dzieci: dwojga nastolatków i Marty urodzonej w domu. Formalnie jest doulą od roku (2013). Jest członkinią Stowarzyszenia Doula w Polsce, współtwórczynią Doulomanii – inicjatywy trzech wrocławskich doul, prowadzącą spotkania POP (Pozytywnie o porodzie) we Wrocławiu. Aktywnie działa na rzecz wspomagania rodziny i świadomego porodu, w tym spotkania edukacyjne, działania terapeutyczne, grupy wsparcia, grupa spotkaniowo – internetowa Wystarczająco Dobre Matki.

– Jesteś pedagogiem, pracujesz z dziećmi w wieku szkolnym. Ciąża i poród to dla Ciebie początek drogi dziecka, które do Ciebie trafia i znając historię takiego człowieka, możesz się odwołać do tego, co się działo wcześniej – czyli ciąży i porodu. Czy to przekłada się na dorosłych? Jak w roli matki odnajdują się twoje klientki?

My jako matki jesteśmy takie, jakie jesteśmy, bo takimi nas ukształtowało całe nasze życie osobnicze. I to zaczynając od naszego porodu i tego, co się wtedy działo, ale również oddziaływania naszego całego systemu rodzinnego. Czyli na ile nasza mama miała łatwość w byciu matką, na ile się w tym spełniała, na ile ją to męczyło czy dręczyło i na ile musiała się trzymać, żeby się nie rozsypać. Wszystko potem rzutuje na to, jak my się odnajdujemy w roli mamy i to się tyczy nawet takiego czystego naśladownictwa, klimatu, wszystkich wzorców które czerpiemy świadomie i często nieświadomie.

– Czyli jeżeli nasza mama miała problemu w byciu mamą…?

To jest nam trudniej, co nie znaczy, że jesteśmy skazane na niepowodzenie…

– Brzmi to dość enigmatycznie. Myślisz ze musimy się poddać głębokiej terapii, żeby nam było łatwiej, czy jesteśmy w stanie dojść do pewnych rzeczy sami?

Ja myślę że to jest tak: ludzie zwykle mają takie predyspozycje do szukania dla siebie pomocy. Jeśli ktoś trafi na doulę – może zaczerpnąć od douli, jeśli lubi czytać – może doczytać się w książkach i przekuć to jakoś na swoje powodzenie praktycznie, czyli każdy może iść swoją drogą.

Są kobiety, które pójdą do douli, o ile w ogóle będą wiedzieć, że taka możliwość istnieje, a są kobiety, które będą szukały gdzieś indziej, może u partnera albo jeszcze inaczej.

– Coraz więcej mówi się o wpływie, jaki mają na nas wydarzenia sprzed naszego narodzenia, nawiązując do metody Birth into being, o której była mowa na konferencji doulowej i o której rozmawiałam z Moniką. To chyba bliski Ci temat, orientujesz się w innych podobnych nurtach?

Tak, jest biologia totalna i medycyna germańska. To są dwie gałęzie nauki, zanurzone trochę w medycynie a trochę w patrzeniu na zdrowie człowieka, gdzie bierze się pod uwagę czynniki rozwojowe, które oddziałują na człowieka już od jego poczęcia albo nawet przed poczęciem.

Jedna z tych metod zakłada, że istnieje coś takiego jak pamięć komórkowa „minus 4”, czyli cztery lata przed naszym poczęciem, przed pojawieniem się w łonie naszej mamy, działają takie czynniki w komórkach, na poziomie komórkowym w ciałach naszych rodziców, które mają wpływ na to, co się z nami potem dzieje.

Z tym się kojarzy na przykład „deja vu”, uczucie, że coś już widzieliśmy, znamy, choć wcale tak nie jest. To właśnie efekt pamięci komórkowej. Tak naprawdę to moje przekonanie jest takie, że im głębiej możemy sięgnąć, im wcześniejszych faz rozwoju i wspomnień, tym lepiej możemy pomoc.

– Pracujesz tymi metodami?

Nie, to jest bardziej na zasadzie mojej świadomości. Przychodzi kobieta na konsultacje doulowe, patrzy na nas – na trzy opiekuńcze kobiety i zaczyna płakać. Mówi że ona bardzo przeprasza, że ona wie, że tak nie powinna, ale ona właściwie nie wie, o co jej chodzi. I wtedy, jak to mówi Jirina Prekop – moje guru terapii mocnego trzymania – trzeba sięgnąć taką pracą detektywistyczną, o co chodzi. Ja mogę to zrobić jako autorytatywny pomagający terapeuta i wtedy nie będzie to miało nic wspólnego z doulowaniem…

– Jesteś terapeuta w tym nurcie?

Zajmuję się, jestem terapeutą ustanowieniowym, ale terapii mocnego trzymania dopiero zaczynam się uczyć. Ale wracając do spotkania z kobietą: mogę prowadzić dociekania, zadawać pytania i sprawić, że ten człowiek przyjmie jakby moją wersję, ale mogę też być jego przewodnikiem, kimś kto naprowadza go na jego własne rozwiązanie. Myśląc o sobie jako o terapeucie widzę się bardziej w opcji terapeuty towarzyszącego a nie autorytarnego.

– Oddzielasz prace terapeuty od pracy douli?

Staram się. Bo tak jak mówiłyśmy, przychodzę jako ja, z moim doświadczeniem, zasobami. Pewne rzeczy mogę widzieć, wiedzieć i się domyślać, ale jeżeli kobieta poprosi, żeby z nią być, czy przy porodzie, czy w jej rodzicielstwie, to po prostu z nią będę. I poczekam aż ona sama odkryje to, co jest dla niej ważne.

– I wtedy możesz wejść w role terapeuty zamiast douli?

Jeżeli powie do mnie, że chce iść na terapię, że chce się sobą zająć, zastanowić się, dlaczego jest jej w życiu albo z jej macierzyństwem trudno, to ja mogę to zrobić, oczywiście na tym poziomie, na jakim mam zasoby, umiejętności i doświadczenie. Czyli bardziej chodzi o takie rozpoznanie, z czym przychodzi i czego jej trzeba, w której roli ja mam się w tym momencie znaleźć.

– Możesz cos powiedzieć o trudnościach w Twoim byciu doulą?

Moja troska, nawet nie trudność, ale troska – o to, co jest mi w tym zawodzie pisane. Czyli na przykład porody: czy zaczną te kobiety przychodzić, czy to jest etap wstępny, którego potrzebowałam, żeby się wzmocnić, żeby się osadzić w nowej roli, żeby zaczerpnąć od dziewczyn (innych doul). Bo siłą rzeczy, słuchając ich doświadczeń wiele się dowiaduję i uczę.

Moja doulowa droga na razie jest krótka, więc na ten moment ciężko mi mówić o trudnościach. Zastanawiam się ciągle, czy ten pomysł przekuje się w konkret dotyczący towarzyszenia przy porodzie, czy jednak okaże się, że moja rola jako douli jest inna.

– Dziękuję za rozmowę.

  Więcej o Magdzie na stronie www.facebook.com/doulaMagdawroc