Opowieść Kasi

Druga z serii Mlecznych Historii to historia Kasi:

Zacznę od tego, że gdy byłam w ciąży, na myśl o karmieniu piersią czułam się dziwnie, jakoś odrzucało mnie od tego, nawet mój facet się martwił, że nie będę chciała karmić Małej. Ale gdy Ona się urodziła i po tym trudnym, męczącym porodzie, kiedy byłam ledwo przytomna, położna położyła Ją przy mnie, a ona zaczęła ssać, to…. OSZALAŁAM! W tej sekundzie przekonałam się jak bardzo chcę ją karmić!

Jakie to cudowne uczucie! Jaki przypływ miłości! Niesamowite!


Pierwszy dzień był spokojny, drugi też, ale potem zaczęły się kłopoty. Córka spadała z wagi – wg lekarza za dużo. Ale ona prawie cały czas była przy piersi! Ja byłam pewna, że je. Nikomu jednak nie przyszło do głowy, by to sprawdzić, pomóc. A ja myślałam, że skoro tyle je, to tylko kwestia czasu, aż zacznie przybierać. Mój facet rozchorował się, gdy my byłyśmy w szpitalu. Nie miał kto przyjść, zająć się córką, żebym mogła się chociaż wykąpać. Dlatego skorzystałam z opieki na oddziale noworodkowym. Nie było mnie 30min. Jak się okazało w tym czasie, bez mojej zgody, bez mojej wiedzy Malutka dostała butlę z mlekiem modyfikowanym. Wtedy nawet nie byłam zła. Zrobiono mi takie pranie mózgu, że głodzę dziecko, że nawet nie myślałam o konsekwencjach. Dodatkowo córka musiała zostać na obserwacji. Na drugi dzień coś w badaniach wyszło źle. Podłączono ją pod kroplówkę, która szła przez 12h. Ja wtedy miałam nawał. Nie miałam laktatora, dziecko nie mogło być ze mną w sali, na noworodkach zepsuł się sterylizator, więc nawet nie mogłam odciągać swojego mleczka, żeby podać Małej.

Ale wtedy poczułam, że muszę walczyć. Znalazłam najprzyjaźniejszą pielęgniarkę, powiedziałam jej o wszystkim i udało się. Pozwoliła mi przychodzić na oddział, nawet zrobiła mi specjalnie miejsce, gdzie mogłam karmić Małą mimo, że była przypięta do kroplówki. Pomogła mi ją poprawnie przystawić, zwróciła mi uwagę na to, kiedy dziecko naprawdę je, a kiedy tylko ciumka. I tak latałam tam i z powrotem. Ona ciągle przysypiała. Piersi twarde i bolące. Stopniowo odczuwałam ulgę, ale to trwaaaaało. Na następnej zmianie, położna zgodziła się odpinać Córeczkę od kroplówki i przywozić do mnie, ja po nakarmieniu ją odwoziłam. Na szczęście waga zaczęła rosnąć. Nie wiem ile razy dostała mm. I nie chcę wiedzieć. Wyniki się poprawiły, wyszłyśmy do domu, ale pediatra kolejny raz zrobiła mi pranie mózgu odnośnie dokarmiania, dostałam zalecenie kupienie konkretnej marki mleka („bo teraz tylko takim się dokarmia”). Zapomniałam jeszcze dodać, że już w 2. dobie naciskano żebym podała Córce smoczek, bo ciągle chce być przy piersi, płakała przy badaniach, w kolejce do ważenia, kąpieli… a to przeszkadzało. Też wtedy nie zdawałam sobie sprawy z tego, jakie mogą być konsekwencje. Zaufałam personelowi szpitala.

W domu było o niebo lepiej niż w szpitalu, ale… zaczęły się problemy. Córka coraz bardziej płakała przy jedzeniu, ciągle też zasypiała. A ja, po tej całej nagonce, że głodzę dziecko, ciągle miałam stresy, że ona się nie najada. Że na pewno nie mam pokarmu. Piłam herbatki laktacyjne, femaltiker, bawarki, rumianki…a było gorzej… Zapisywałam o której godzinie i jak długo jadła, a także z której piersi. Martwiłam się, że nigdy nie chce być przy piersi dłużej niż 5-10 min (bo wszędzie czytałam, że minimum 15 min, bo dziecko spije tylko to rzadkie i nie dojdzie do treściwego mleka).

Miałam obsesję, że dziecko jest głodne 🙁


Mój facet – zero pojęcia o kp, ochoczo podawał butelkę z mm, gdy już nie miał siły słuchać płaczu. Ja z bezsilności nie protestowałam, bo sama nie wiedziałam, co robić. Co prawda nigdy nie wypiła więcej niż 90ml w ciągu całej doby, ale jednak… Żeby tego było mało, położna środowiskowa zachęcała, żeby wieczorne karmienie przejął Tatuś, żebym ja sobie odpoczęła. Ale nawet nie wspomniała o tym, żeby ściągnąć swoje mleczko. Zaproponowała mm. Na to chyba mój instynkt nie pozwolił się zgodzić. Na szczęście Malutka przybierała na wadze. To pozwoliło mi trochę wyluzować.

Szukałam pomocy. Na forach. U doradców laktacyjnych online – bo niestety nie było mnie wtedy stać na konsultacje, wysłuchiwałam „złotych rad” mamy i teściowej… Ale nie poddawałam się. Cały czas walczyłam!

Po półtora miesiąca udało mi się całkowicie wykluczyć butelkę.


To był mój mały sukces. Jednak jeszcze długo, bo do około 4-5 miesiąca, płacze przy kp to była norma, starałam się karmić, gdy córka była śpiąca. Chodziłam, tańczyłam i śpiewałam karmiąc.
Przez przypadek trafiłam do grupy facebookowej dotyczącej karmienia piersią i dowiedziałam się tylu mądrych rzeczy! Jak ja żałowałam, że nie trafiłam tam wcześniej. Mogłabym uniknąć tyle stresu!
To był dla mnie bardzo trudny czas. Ale… udało się! Moja córka w końcu zaczęła jeść spokojnie. W końcu mogłam się relaksować karmiąc. W końcu mogłam poczuć to piękne uczucie, które towarzyszyło mi przy pierwszym karmieniu po porodzie. Moja Córeczka ukochała „cycusie”. Stały się lekarstwem na każde zło. I tak jest do dzisiaj. A minęło już 15,5 miesiąca! 🙂 Kocham karmić piersią i nie wyobrażam sobie, że będę musiała przestać 🙂

Czasem myślę sobie, że chciałabym jeszcze raz mieć szansę urodzić Zosię.


Że nie popełniłabym tych wszystkich błędów wynikających z niewiedzy. Bo przez to, że miałam tyle problemów, zaczęłam szukać wiarygodnych, nowych informacji nt. karmienia i laktacji. Teraz mam sporą wiedzę, którą chętnie się dzielę, gdy tylko ktoś potrzebuje pomocy, porady, wsparcia.
Ale z drugiej strony, to doświadczenie bardzo mnie wzmocniło jako Mamę. Wiem, ile jestem w stanie zrobić dla swojej Córeczki, by dać jej to, co najlepsze. Jestem dumna z siebie, że się nie poddałam, że mimo braku wsparcia, nie przestałam walczyć i… wygrałam. Wygrałam cudowną więź i niezwykłą bliskość z tą Małą istotką 🙂

Kasia